Jeszcze do niedawna ludzkość dążyła do miniaturyzacji wszystkiego, co zmniejszyć można było. Telefony komórkowe miały być o połowę mniejsze od dłoni, w obudowie zegarka naręcznego udawało się zamknąć kalkulator, organizer i podręczny zestaw pierwszej pomocy, a dzięki scyzorykowi moglibyśmy włamać się do prostego sejfu.
Trudno jednak sprecyzować moment, w którym ktoś poszedł po rozum do głowy i do łask wróciła stara zasada, że jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Górę wzięła też ekonomia – po co sprzedawać pięć urządzeń w cenie jednego, skoro ludzie kupią wszystkie pięć osobno? W żadnym razie nie zakończyło to ery produktów wielofunkcyjnych. Po prostu ich obecność na rynku nie jest tak nachalnie komunikowana.
Domorośli majsterkowicze, celem zaoszczędzenia miejsca, którego na narzędzia nigdy nie jest zbyt wiele, często wybierają urządzenia mogące wykorzystać przy wielu okazjach. I tak do szlifowania, frezowania czy piłowania wystarczy jedno narzędzie. Mimo to, ci którym brak miejsca nie straszny, wciąż są zdania że do wykonania dobrego frezu potrzebna jest równie dobra frezarka, której nie zastąpi żaden kombajn.
Są jednak sytuacje, w których dobry multitool jest bardziej niż przydatny. By nie wozić w bagażniku auta całej skrzynki z narzędziami, możemy zaopatrzyć się w dobrej jakości narzędzie, na pierwszy rzut oka przypominające zwyczajne kombinerki. Gdy jednak bardziej zagłębimy się w jego budowę, okaże się, że możemy skorzystać między innymi z piły, młotka, przecinaka do drutu, dziurkacza czy ostrza. Wszystko to o odpowiednich gabarytach do trzymania w schowku pod ręką.
W dalszym ciągu istnieją firmy specjalizujące się w konstruowaniu narzędzi wielofunkcyjnych. By jednak zakup takich konstrukcji miał sens, projekt musi być naprawdę wysokiej jakości. Produkty, których „bylejakość” jest widoczna na pierwszy rzut oka przyniosą więcej strat niż korzyści, a na koniec i tak trzeba będzie kupić wyspecjalizowane narzędzie.